Firma w kobiecych rękach

Dziś nie napiszę Wam nic o designie. Dziś znowu będzie osobiście, rozwojowo i marzeniowo. Czas na mały felieton.

Siedzę przed komputerem, a powinnam… leżeć. Nie wiem, jak to jest, ale odkąd zostałam mamą choruję 3 razy więcej. Znowu cierpię z powodu bolących zatok i ogromnego kataru. Dlatego też nie mam ochoty myśleć o wnętrzach – choć to niełatwe. Z racji zawodu i pasji cały czas o nich myślę. W naszym życiu ciągle dzieją się jakieś nowe rzeczy, wszystko się zmienia i reorganizuje. Chociażby drastycznie rośnie liczba katalogów, wzorników i próbek w moim domowym biurze. Powoli zaczyna mi to doskwierać i zastanawiam się, czy wynajęcie jakiegoś małego biura nie byłoby dobrym pomysłem. Gdzieś niedaleko od domu. Jakie byłyby tego plusy? Cisza i spokój (przypominam, że w moim domu rządzi dwulatek, który wszystkim musi się podzielić ze swoją mamą – co jest niezmiernie urocze, ale w pracy nie pomaga). Całkowite skupienie na pracy. Musiałabym być bardziej zorganizowana. Nie przynosiłabym pracy do domu (teoretycznie). W końcu moglibyśmy sobie urządzić porządną sypialnię, a nie pół biuro-pół sypialnię, co się kompletnie nie sprawdza wieczorową porą. Minusy? Czas na dojazdy, dojścia. Ale to by było gdzieś blisko domu, więc do przeżycia. Koszty. To duży minus, bo ciężko wpędzać się w kolejne koszty, gdy przychód jest niepewny. Może być na to jeszcze za wcześnie. Co innego, gdybym podzieliła te koszty z drugą, a może nawet i trzecią osobą! No właśnie…

Druga albo trzecia osoba. I tu zaczynają się kolejne dylematy. Powoli, ale bardzo dynamicznie Proste Wnętrze zaczyna żyć. Dzwonią klienci, zamawiają projekty, realizujemy je, dostaję propozycję wzięcia udziału w wielu ciekawych wnętrzarsko-designerskich przedsięwzięciach. Cały czas pracujemy nad rozwojem naszych warsztatów z Olką i Piotrem z 3B Studio. I powoli zaczyna brakować rąk do pracy. Przecież ja mam ich tylko dwie! Doba ma 24 godziny, a oprócz bycia kobietą biznesu jestem też mamą i żoną. O innych przyjemnościach typu bycie kobietą to już dawno zapomniałam – czas wolny dla siebie przestał w zasadzie już istnieć. I co zrobić? Zawiązać z kimś spółkę? Mówią jaskółki… Zatrudnić kogoś? Nie, na to za wcześnie. Jeszcze tak dobrze się mi nie powodzi. Podzlecać projekty? Nie! Tego też nie będę robić. Chcę rękami i nogami odpowiadać za swoją pracę, a ciężko jest przecież brać odpowiedzialność za kogoś innego…

Dylematy, rozważania… a raczej planowanie i zastanawianie się. Też macie tego typu problemy? Czy ktoś w tym kraju żyje spokojnie? Na szczęście moja droga Unia Europejska przychodzi mi z pomocą i w ramach dotacji będę mieć jeszcze jedno szkolenie dotyczące planowania rozwoju przedsiębiorstwa. Mam również to szczęście, że w Krakowie często dzieją się różne ciekawe rzeczy. Wystarczy poszukać. Już niedługo idę na warsztaty pod tytułem „Firma w kobiecych rękach” organizowane przez portal mamopracuj.pl, który bardzo wszystkim polecam. A zresztą wiele dylematów rozwiązuje się samych z czasem… poza tym, nie samą pracą człowiek żyje i jednak tego czasu wolnego trzeba trochę mieć! Uciekam do łóżka. Praca nie zając… przynajmniej do 17, bo wtedy ruszamy z Warsztatami.

Maria Podobińska-Tuleja

cropped-proste_wnetrze_logo-011.jpg

7 komentarzy

  • Iza pisze:

    Och te dylematy. Mam podobne. Ja pracuje w domu, znowu. Miałam biuro, miałam spółkę, nigdy więcej. Tzn biura potrzebuję i je organizuję bo w domu za duży chaos. Gdybym miała własny pokój to jeszcze ale nie ma i tak latam od komputera do półki po próbnik i do stołu by porozkładać. U klientów czasem stan pomieszczeń nie pozwala wygodnie podebatować o detalach a do domu nie wpuszczam. Mogę w nim ostatecznie pracować ale sama. Dlatego biuro tak. Ale spółka nigdy więcej. Lubisz kogoś, cenisz, przyjaźnisz się i ufasz i to wszystko dopóki nie ma kwestii pieniędzy. Gdy się pojawiają wszystko się psuje. I każdy ma swoją rację. I nie ma znaczenia czy jest ich za mało i robi się nerwowo, bo nie można wszystkiego opłacić. Podobnie jest gdy jest ich tyle, że trzeba podzielić…. To było żenujące do tego stopnia, że trudno mi to wspominać. Straciłam przyjaciółkę. Zapewne przyjaciółką nigdy tak naprawdę nie była ale i tak żałuję, że musiałam przez to przejść zwłaszcza, że nie dało się wyplątać od razu tylko trzeba było jakiś czas tkwić w chorym układzie. Nie polecam.

    Ale widzę też, że takie duety czasem świetnie funkcjonują (albo tylko pozornie, nie wiem) i udaje im się tworzyć wspólną spójną markę. Podziwiam. Myślę jednak, że tak bywa przy wyjątkowym dopasowaniu. Tak gdzie dwie indywidualności i silne osobowości tam musi być non stop wojna. A wojna jest mało kreatywna, przynajmniej w naszym zawodzie 🙁

    Pozdrawiam i zdrowia życzę.

  • Iza pisze:

    A tak przy okazji, mam pytanie do projektantek. Macie może jakieś patenty na noszenie ze sobą próbników? To mój odwieczny problem, każdy w innym wymiarze, mieszają się powodując chaos, niektóre ciężkie, zawsze problematyczna to dla mnie kwestia….

    • Na to chyba nie ma rozwiązania… trzeba wszystko taskać! Chociaż będąc w Mediolanie dostałam taką małą walizeczkę na kółkach – właśnie do kolekcjonowania katalogów. To się może sprawdzić.

  • Patrycja pisze:

    Rozumiem Twoje dylematy. Ja też mam pracownię w sypialni i mogę z niej korzystać dopóki dziecko nie idzie spać 😉 A pracuję najczęściej wtedy gdy dziecko śpi lub wychodzi z tatą do dziadków, bo jak widzi mnie w pobliżu to tylko „mama i mama” 😉

    Jeśli chodzi o jakieś spółki itp. to jest to ryzyko, wiadomo. A może masz kogoś znajomego – w miarę zaufanego, kto prowadzi firmę i projektuje i mógłby pomóc Ci po prostu przy jakimś konkretnym projekcie? Na początku ustalacie zakres prac i kwotę. Ja mam za sobą podobne doświadczenie – koleżanka, prowadząca firmę podpisała ze mną umowę o dzieło i pomagałam jej przy projekcie, myślę, że była zadowolona 😉

    Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia :-*

    • Dziękuję za życzenia zdrowia 🙂 Już jest lepiej. I masz rację – trzeba spróbować z jakąś koleżanką. Życzę powodzenia przy pracy z dzieckiem… dzieci szybko rosną i powinno być coraz prościej, prawda? 🙂

  • Jaga pisze:

    Posiadanie własnej działalności na pewno ma więcej plusów niż spółki. Jedynym minusem jest fakt, że wszystko zwala się nam na głowę. W takiej sytuacji przydałoby się cokolwiek do pomocy. Ja zdecydowałam się na prosty program do faktur, który pozwala mi nadzorować wszystkie zarobki oraz status płatności klientów. Jest to duże ułatwienie, zwłaszcza dla działalności jednoosobowej, także polecam wypróbować 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *