Doszły mnie słuchy, że czekacie na kontynuację mojego wpisu. Trochę czasu zajęło mi ponowne dotarcie do bloga, ponieważ po drodze dopadło mnie jakieś choróbsko. Ale już jestem. Zwarta, gotowa i baaardzo zmotywowana do pracy! Słuchajcie – dziś jest wspaniały dzień. Dziś moja firma APP Proste Wnętrze świętuje drugie urodziny! Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy 2 lata temu na Łódź Design Festival odbierając nagrodę w konkursie blog design weszłam na scenę (co poniektórzy pamiętają, że dałam radę wejść na scenę, a nawet z niej zejść, co nie było łatwe, zważając uwagę na to, że zrezygnowałam ze sportowego obuwia) i powiedziałam, że moim marzeniem jest założyć własną pracownię projektową… i zrobię to po weekendzie. Jak powiedziałam, tak też zrobiłam. 13 października 2014 powstała moja firma. Możecie sprawdzić w ceidg 😉
Może czas na podsumowania? Bardzo chętnie, ale jeszcze nie teraz. Wczoraj byłam na genialnym szkoleniu o budowaniu marki własnej architekta wnętrz, prowadzonym przez Home Sweet Home PR i zorganizowanym przez krakowski salon Dekorian dla swoich ulubionych architektów 😉 Oj sporo mam przemyśleń na temat tego, co zrobiłam nie tak, o czym nie pamiętałam, nie przyłożyłam odpowiedniej wago do ważnych szczegółów. Trzeci rok będzie rokiem korekty. Przetrwałam, a teraz będę realizować kolejne cele. I może Wam nawet o nich będę opowiadać. Moje życie zawodowe jest wciągające 😉 Muszę jednak poukładać sobie w głowie informacje z wczorajszego szkolenia, żeby pójść we właściwym kierunku.
Do sedna. Co z tą współpracą?! 2 lata działalności to być może niewiele, ale to również całkiem sporo biorą pod uwagę liczbę klientów, z jaką miałam okazję współpracować. Wrzucając poprzedniego posta na forum dla projektantów wnętrz spotkałam się z zarzutem, że to nie koniecznie tak jest, że każdy pracuje nieco inaczej. Zgadzam się z tym. Każdy ma wypracowaną zupełnie inną metodę pracy. Inny styl. Inne podejście do potrzeb klienta oraz do swojej pracy projektowej. Moje projekty są zróżnicowane, bo każdy jest indywidualnie dopasowany do oczekiwań zamawiającej ich osoby. Nie tworzę ich sama – w większości przypadków. To Wy zwracając się do mnie mówicie o tym, co się Wam podoba, a co nie. O czym marzycie, a co jest dla Was nieakceptowalne. Jak więc wygląda współpraca z projektantem wnętrz, gdy już go sobie wybierzemy, zabookujemy i jest tylko nasz?
Kilka…. set pytań do…
Pierwsze co robię, to pytam! O wszystko, co przyjdzie mi do głowy. W zasadzie, to nie robię tego tak spontanicznie, bo pewnie o większości ważnych detali bym zapomniała, tylko mam przygotowaną ankietę projektową dla klientów. 7 stron A4 pytań. O wszystko, co związane z Waszym domem. O ilość użytkowników, Wasz wzrost, hobby, ilość psów, kotów i małpek. O to, czy gotujecie w domy, czy wolicie wyjść do restauracji. Gdzie odkładacie brudną bieliznę i czy idąc do sklepu kupujecie 500 g makarony, czy wolicie kupić od razu 5 kilo. Czarny, biały, a może różowy? Chcę wiedzieć wszystko. Dlaczego? Takie informacje są dla mnie niezbędne, żeby dopasować wnętrze do Waszych potrzeb. Jeśli jedyną rzeczą, jaką gotujecie w domu jest herbata, to może nie będzie Wam potrzebna kuchnia z 15 szafkami na naczynia i lepiej taką przestrzeń zająć jakimś ciekawym i wypasionym kinem domowym? I o kasę się pytam? Wolę od razu wiedzieć, czy wolicie robić zakupy w Ikea, czy w Max-flizie. Projekt ma być dla Was, dom, który urządzicie również. Ja mogę co najwyżej wpaść na kawę, jak mnie zaprosicie 🙂
Wizja/rewizja
Etap kolejny to pomiary. Jeśli doczytaliście to jestem mgr inżynierem czegoś tam… i mam obsesję na punkcie milimetrów. Musi być dokładnie. I ja muszę to zmierzyć sama. Nie ufam Wam, ani nikomu innemu, kto wcześniej inwentaryzował przestrzeń. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby było to dobrze zrobione. Nie mówię, że ja nigdy nie popełniam błędów (tu dla mnie przypominajka, że muszę przedłużyć moje ubezpieczenie na błędy… i dobra wiadomość dla Was, że jeszcze nie wypłacałam z niego pieniędzy), ale własnoręcznie wykonana inwentaryzacja to podstawa. Chyba, że naprawdę zajmuje się tym profesjonalista i jest w stanie nanieść na plany wszelkie możliwe detale. Owszem, zdarzają się mi takie sytuacje, że podejmuję się projektu wnętrza, gdy budynek jeszcze do końca nie stoi, albo deweloper nie wydał kluczy i nie pozwolił wejść do lokalu – jednak zawsze lekko z duszą na ramieniu i z pewnością, że na pewno wystąpią nieprzewidziane sytuacje. Największym zaskoczeniem, jakiego udało się mi doświadczyć była ukryta antresola! Tak, właśnie tak. Dodatkowa przestrzeń o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych nad kuchnią i łazienką. I wyszło tak, że nie było na nią ani schodów, ani drabiny. Nikt w to nie mógł uwierzyć, sprawdzałam plany milion razy. W tej dokumentacji, którą otrzymałam od dewelopera antresola nie istniała… a na budowie już tak.
Układ funkcjonalny
Mam już inwentaryzację, mam również informację o tym, co jest Wam potrzebne w mieszkaniu. Mogę zacząć rysować! Moją pracę przed komputerem rozpoczynam od przygotowania 2-3 wersji układu funkcjonalnego projektowanych pomieszczeń. Rysuję, gdzie ma być zlew, gdzie sofa, a gdzie telewizor. I sprawdzam, czy zmieścicie jeszcze fotel, a może nawet i pięć foteli oraz legowisko dla psa. Otrzymujecie takie plany – na rzucie płaskim – i rozmawiamy. Przykładowy projekt z układem funkcjonalnym do obejrzenia poniżej:
Rozmawiamy i mówicie mi, co się Wam podoba, a co nie. Czy coś gdzieś przestawić, zrezygnować z czegoś, a może coś dodać. Czasami Was słucham, bo Wasze zdanie jest dla mnie ważne, a czasami muszę uświadomić, że jednak w 30m2 mieszkaniu nie pomieścimy ogromnego kompletu wypoczynkowego i wielkiego kanu na ścianie. Z tym informacji składam to wszystko w 1 wersję.
Praca koncepcyjna
Hurra! Wiemy, co gdzie ma się znaleźć i że w naszym domu zmieści się wymarzona lodówka retro. A Pani domu kocha kolor czerwony. Co robię dalej? Szukam inspiracji, pomysłów i próbuję wpisać się w Waszą stylistykę. Stosuję do tego pismo obrazkowe. I idealnie jest – dla mnie, ale także i dla Was, bo oszczędzamy czas i upraszczamy komunikację, gdy Wy również odrobicie swoje zadanie domowe i przyniesiecie mi zaznaczone w gazetach zdjęcia wnętrz, które się Wam podobają. Nie chcecie kupować gazet? Nie ma problemu. W internecie jest mnóstwo świetnych portali wnętrzarskich, na których znajdziecie nieskończoną liczbę inspiracji, pomysłów, projektów w różnych stylach. Zaglądnijcie chociażby na takie strony jak Pinterest, Homebook, Home Square, Homify i wiele wiele innych, na których powinnam się zarejestrować lub uzupełnić portfolio, ale oczywiście brakuje mi na to czasu.
Wysyłam Wam taką planszę i możemy sobie już porozmawiać na temat kolorów, wzorów i stylistyki proponowanych produktów. Jak to wszystko omówimy to już wiem, co dalej robić. Wizualizować!
Wizualizuje
W 3d. W przestrzeni trójwymiarowej. Detali technicznych nie będę Wam zdradzać, bo to już moja słodka tajemnica firmowa, ale w czeluściach piekielnych mej pracowni powstaje wizualizacja. Upragniony twór, który chcecie zobaczyć. I będziecie wiedzieć już wszystko! Czy aby na pewno?
To temat rzeka. Zasługujący na zupełnie odrębnego posta. Bo czy taka wizualizacja powie Wam, jaką strukturę ma płytka? Czy w dotyku jest gładka, czy chropowata. A wiecie, że kolor drewna na podłodze tego na wizualizacji może wyglądać zupełnie inaczej w rzeczywistości? A jak otworzycie taką wizkę na smartfonie to ten kolor się zmieni, a na smartfonie koleżanki to już zupełnie inaczej będzie wyglądać. Wizualizacja ma Wam dać pogląd, jak to wszystko będzie wyglądało… oczywiście o ile postanowicie realizować Wasze wnętrze według projektu, bo zawsze możecie zmienić kolor sofy albo wybrać zupełnie inny model już na etapie kolejnym, czyli podczas zakupów. Czasem wpadnie nam coś innego w oko, albo jest jakaś promocja, z której grzechem byłoby nie skorzystać. Czemu nie? Jeśli projekt na tym nie straci, a Wasz budżet zyska. Wizualizacji wtedy już nie poprawiam, ale konsultuję, czy tak będzie dobrze.
Zakupy
To, co tygrysy lubią najbardziej. Uwielbiam buszować po sklepach i zdecydowanie robię to za rzadko 🙂 choć w tych wnętrzarskich bywam czasem nawet kilka razy w tygodniu. Razem na pewno idziemy wybrać płytki, armaturę, ceramikę, podłogi, drzwi – wszystkie większe i stałe elementy projektu. Razem wybieramy kolorystykę drewna na meblach. Na żywo. Z wzorników, które albo dostarcza stolarz, albo przywożę sama na budowę. To samo tyczy się kolorów farb. Wybieramy je z wzorników kolorystycznych. Najlepiej gromadzić próbki wszystkich ważniejszych elementów w jednym miejscu i oglądać razem w dobrym, naturalnym świetle. Wtedy możemy mieć pewność, że dokonaliśmy dobrych wyborów. Przy części zakupów prowadzę Was za rękę, ale czasami zostawiam Wam trochę przyjemności i możecie działać nieco bardziej samodzielnie 🙂
Praca techniczna
Tu znów odpalam komputer i… dziergam. Dokumentację techniczną czyli wszystkie rysunki, które potrzebne są dla wykonawców. Następnie „składam projekt w całość”- układam na planszach, łączę, dzielę, komponuję. Aby nie zabrakło potrzebnych informacji, aby wszystko było wiadome. Na takie złożenie potrzebuję tygodnia do dwóch. Niby taka kosmetyczna robota, a okazuje się, że mając już wszystko, nie mamy jeszcze nic, póki tego nie posprzątamy, by ktokolwiek oprócz nas wiedział, o co w tym wszystkim chodzi.
Czasem ustalam pewne rzeczy z wykonawcami, tym bardziej, gdy ich znam i gdy wiem, że stanę sobie z Michałem przy ścianie, weźmiemy ołówek i naszkicujemy najlepszą wersję danego rozwiązania. Bo przecież to on zrobił milion łazienek i wie lepiej, a że jest miły to powie mi, jak to wszystko zrobić 🙂
Budowa i nadzór to zupełnie inne buty. Nie będę już tutaj o tym pisać, bo właśnie minęła godzina kopciuszkowa i pora uciekać do spania.
Jak myślicie? Czy da się przejść przez te wszystkie etapy w tydzień, dwa? Ile czasu trwa realizacja projektu? Takiego dokładnego, wykonawczego. Zależy jakie pomieszczenie, ale zwykła łazienka to minimum 2 tygodnie. Cały dom? Na pewno nie mniej niż dwa-trzy miesiące (czasami projekt to nawet rok pracy… a może być nawet, że miną dwa lata zanim zakończymy współpracę projektową) i to przy wsparciu małych krasnoludków, które często pomagają mi przy projektach 🙂 Ale nie martwcie się, czasem da się zrobić coś w naprawdę zawrotnym tempie i można nawet pominąć kilka etapów, jednak tak jak wspominałam w poprzednim poście z tej serii MOIM ZDANIEM – jeśli już urządzacie sobie dom na lata, chcecie czuć się w nim dobrze, być może macie ograniczony budżet, płacicie projektantowi nierzadko kupę kasy (a co, skoro 2 lata, wyższy ZUS to może pora zacząć zarabiać kupę kasy?!) to warto zrobić to dobrze. Warto przeznaczyć na cały proces projektowy odpowiednią ilość czasu – dla projektanta, ale także i dla siebie. Bo często myślicie, że wiecie, a potem wchodząc do sklepu ogarnia Was zawrót głowy, a być może nawet i mdłości od ilości produktów, jakie oferuje nam teraz rynek. I nie wybierzecie tej jednej jedynej płytki do łazienki w godzinę, tylko zrobicie jej zdjęcia, weźmiecie sobie ulotki i będziecie na nią patrzeć przez tydzień przed snem, żeby w końcu podjąć decyzję, czy ta beżowa jest lepsza od tej drugiej beżowej, czy może gorsza?!
Dobrej nocy Kochani!
Marysia Podobińska
PS. Nie! Nie powiedziałam Wam wszystkiego! Bo na płytki z Włoch poczekacie 4 tygodnie, na drzwi – polskie – czasem 2 tygodnie, a czasem 3 miesiące… Bądźcie przygotowani i nie dajcie się zaskoczyć 😉
Bardzo przyjemnie się czytało 🙂 Z klientami nigdy nie ma lekko. Nie znam takiej kobiety, która nie lubi zakupów! 😉 Pozdrawiam
Ja lubię pracę z ludźmi. Najbardziej lubię pracę z zadowolonymi ludźmi 🙂 Na szczęście takich jest dużo 🙂 i odpukać ostatnio nie spotykam się z jakimiś bardzo niezadowolonymi… mam nadzieję, że zaraz nie spadną na mnie gromy moich klientów 😉
Współpraca z projektantem może być przyjemnością albo koszmarem, trzeba szukać kogoś, kto bęzie ‚nadawał na tych samych falach ‚ 😉
Tak samo jak z klientem 😉 ale zgadza się, ile ludzi tylu projektantów. Są ci lepsi i ci, którzy umieją spartaczyć wszystko.
Projektant, tez by mógł się wypowiedzieć, ponieważ czasem jest tak, że klient „wie” lepiej, co raczej nie może byc prawda, gdyz, od czego jest projektant, który pewnie nie raz juz sie ztym spotkal i ma uczulenie, na takie osoby. Ale bardzo ciekawy artykuł. Każdy by tak sie dzielił:)
Ja jako projektant pracuję elastycznie, ale jak coś jest złe i niedobrze i będzie potem przeszkadzać klientowi to wypowiadam się i mówię – stop! Ja na to nie pozwalam. Oczywiście nie jestem ostateczną wyrocznią i jak ktoś zdecyduje zrobić sobie źle to na własną odpowiedzialność. Dzięki!
Współpraca z moją projektantka wnętrz była bardzo dobra i profesjonalna. Nie mogłabym złego słowa na nią powiedzieć, ponieważ zajęła się moim mieszkaniem lepiej, niż własnym.
Obecnie bez wahania zdecydowałabym się na współpracę z projektantem. Myślę, że tylko naprawdę pomysłowy laik będzie w stanie zaprojektować na własną rękę tak funkcjonalne i ładne wnętrze co architekt 🙂
A czym właściwie różni się projektant wnętrz od architekta wnętrz i dekoratora wnętrz? Czy te pojęcia oznaczają ten sam zawód? Kogo powinnam zatrudnić, jeśli chcę profesjonalnego doradztwa co do urządzenia mieszkania? 🙂
Czy możesz mi udostępnić tę ankietę z pytaniami , ja jestem właśnie na etapie myślenia 😀 i zbierania informacji ,żeby jak najwięcej się dowiedzieć o projektowaniu od innych , a twój blog jest super , nie jestem architektem tylko po kursie w Educoncept w wawie , ale wnętrza są moją pasją , poz Beata
Hej, dziękuję za miłe słowa. Niestety mojej ankiety nie udostępniam. Długo nad nią pracowałam i jeszcze w miarę zdobywania doświadczenia uzupełniam ją o konkretne pytania. Wybacz 🙂
Dopiero dzisiaj natrafiłam na ten blog. Rewelacyjny tekst, czytanie go to sama przyjemność! Same trafne spostrzeżenia. Pozdrawiam serdecznie!