Tekst poniższy jest tekstem, który prawdopodobnie nigdy nie powinien był powstać. Z czysto marketingowych pobudek – nigdy, ale to przenigdy nie powinnam Wam tego mówić. Nie powinien zobaczyć tego żaden z moich klientów. A może wręcz przeciwnie? W każdym razie muszę to napisać. Teraz.
Otwieram skrzynkę mailową. Kilkanaście, a może i kilkadziesiąt nieprzeczytanych maili. Trochę reklam. Większość jednak to korespondencja od moich klientów. Omawiamy projekty, dyskutujemy o detalach, konsultujemy kolorystykę. Taka norma dnia codziennego. Jednym klientom podejmowanie decyzji przychodzi łatwiej, innym trudniej, niektórzy wiedzą od razu czego oczekują od swojego przyszłego domu, inni potrzebują wskazówek i wytyczenia kierunku. Powoli zbliżamy się do celu. Czasem bardzo powoli, bo w mojej skrzynce zalega coraz więcej maili składających się z wielostronicowych powieści na temat rozterek i wątpliwości, jakie przeżywacie drodzy klienci, przy podejmowaniu decyzji. Tak, moja praca na tym polega. Sama jestem teraz na etapie planowania nowego mieszkania dla siebie i wiem, że może to budzić wiele emocji, a podjęte decyzje będą miały swoje konsekwencje na długie lata. Czy aby na pewno?
Rok 2020. Inny niż wszystkie. Przeżywamy właśnie drugą falę pandemii. Nie, tym razem nie chcę napisać, że wszyscy umrzemy. Ale… wszyscy zmienimy się!
Prywatnie od jakiegoś czasu zgłębiam i praktykuję buddyzm. Nie, nie mam w domu figurek z Buddą, ale bardzo dobrze czuję się w tej praktyce. Zmienia się całkowicie mój światopogląd, moje spojrzenie na świat, na ludzi, na moją pracę. Przychodzą do mnie coraz to nowe przemyślenia. Żyję w zupełnie inny sposób. Staram się, bo nie jest to proste, jeśli było się wychowanym w polskiej ultrakatolickiej rodzinie. Mam wiele wniosków na temat tego co ważne, a co kompletnie nie ma znaczenia w naszym życiu. Miesiąc temu miałam wielką rozkminę, jak w ogóle mogę zajmować się projektowaniem wnętrz. Przecież ten zawód służy do zachęcania ludzi aby nabywali nowe, kolejne, czasem drogie dobra materialne. I jak ja do cholery mam to wszystko połączyć w mojej praktyce, w której dąży się do wyzbycia między innymi materialnych pragnień! Na pewno rzucę tę robotę. Kiedyś.
Czytam kolejnego maila. Siódma strona. „Nie wiemy, czy ścianę zrobić zieloną, czy różową, bo jeśli zielona to będzie ładnie, z różową będzie też ładnie, ale zielona figurka nie spasuje z różową, jeśli wybierzemy zieloną to dlaczego ten odcień, ale jak ten odcień będzie wyglądał z tym niebieskim, ale w ogóle tego niebieskiego nie będzie, wróćmy do początku, wróćmy do pierwotnych założeń, potem zmieńmy wszystko jeszcze raz, Pani to przerysuje, potem wprowadzimy sto miliony dwa czterysta poprawek, dalej nie będzie do końca dobrze, ale już będzie dobrze, a może by tak w ogóle nie mieszkać ze sobą, bo się nie dogadujemy, ja lubię kolory jasne, a żona ciemne”. Razy siedem. Ten tekst. Jeden mail. Maili szesnaście.
Siadam. Czytam jeszcze raz, bo nie rozumiem. Oddycham. Jeden raz, drugi, setny. Bo nie wiem, co napisać. Oczywiście zastanawiam się, jaki kolor będzie najlepszy. „Zielony. Odcień delikatnej szałwii. Ani za jasny. Ani za ciemny. Nie musicie się rozstawać. Uratowałam sytuację. Skończymy robić projekt. Wprowadzicie się do swojego nowego mieszkania. Pozdrawiam serdecznie. Maria.”
I wszystko kończy się happy endem. No może oprócz tego, że ja rzucam tę robotę, bo nigdy ale to przenigdy nie mogę Wam napisać tego, co tak naprawdę siedzi mi w głowie. I w sercu.
„Kurwa. Naprawdę? Będziecie się kłócić o odcień zieleni? I to teraz na etapie wizek? Przecież to trzeba wybrać na żywo. No raczej. Ale to i tak nie o to chodzi. Bo przecież jakie to ma znaczenie? W jakim odcieniu będzie ta ściana, jeśli po drodze pokłócicie się sto milionów razy, zajedziecie własną projektantkę, wyzwolicie tak ogromną ilość negatywnej energii, że teraz to już nic dobrego z tego nie wyniknie. Bo co jeśli w wyniku wielogodzinnej wojny wybierzecie ten zielony, Pani wygra, Pan będzie musiał ustąpić, z niechęcią i złością będzie patrzył każdego dnia na zieloną ścianę, mnie to już w ogóle trzeba będzie obsmarować w Internecie, bo przecież mogłam to inaczej wymyślić i dać Państwu propozycję żółtego. A w ogóle to czemu nie zrobiłam tego dziesięć razy szybciej? Poganialiście mnie przecież! Serio? Myślicie, że ten zielony będzie ładny? W finalnym rozrachunku jakie znaczenie będzie miało to, co wybraliście? Żadne. Możecie mieć wszystkie ściany białe. Możecie usiąść w tych białych ścianach i one będą najpiękniejsze i najbardziej kolorowe i idealnie spasowane, jeśli wniesiecie do tego domu… dobrą energię. Możecie mieć też ten najpiękniejszy kolor szałwii ozdobiony drobinkami złota i kryształkami, a będzie to wyglądać jak g*&$o. Serdecznie pozdrawiam. Maria.”
Uwielbiam moją pracę. Naprawdę uwielbiam. Ale nie w takich momentach. Uwielbiam malować na biało i na kolorowo domy ludzi, w których jest miłość. Którzy potrzebują mojej pomocy i wsparcia. Którzy potrafią docenić to, co robię. Wyrazić wdzięczność. Tak, to nie łatwe, by przebrnąć przez proces projektowy bez nerwów i stresów. Duże przedsięwzięcie. Ogrom pieniędzy. Mało czasu. Zazwyczaj. Nie da się zrobić tego nie tracąc nerwów i nie wyrywając sobie wszystkich włosów z głowy. Ale w sumie… dlaczego nie? Dlaczego się denerwujecie? Tym kolorem. A może powinniście myśleć teraz o czymś zupełnie innym? Może zaraz ktoś z Waszych bliskich zachoruje i będzie o włos od śmierci. Może będzie musieli się z nim pożegnać. Nie, tego nikomu nie życzę. Chciałabym tylko, abyście zmienili perspektywę patrzenia na świat. Bo tak bardzo nieistotne są te rzeczy, którymi się na co dzień zajmujemy. A tak bardzo zapominamy o tym co powinno być istotną każdego dnia – uśmiech, bliskość, dobroć, wdzięczność, radość, serdeczność, miłość, szczęście…
Możecie nie wierzyć w te moje ćmoje-boje, ale ja Wam mogę dać gwarancję, że dobry projekt wyjdzie tylko wtedy, gdy jest robiony z dobrą energią.
Pozdrawiam serdecznie. Maria
Ja myślę, że te słowa właśnie powinien poznać każdy klient. Bo często wyrzuca z siebie negatywną energię zupełnie bez pomyślunku, że może zrobić nią komuś krzywdę. Że ta energia wtedy krąży, puszczona w ruch. Albo że – właśnie – te „problemy” w zasadzie są nieważne. I może dopiero jak ktoś to komuś wyraźnie powie, to ten ktoś się obudzi. Oby.
To bardzo delikatny temat… ja staram się rozmawiać z klientami ale w taki sposób tak bezpośrednio to jeszcze nie miałam odwagi 🙂 bo to jednak nie do końca moja rola.
Oby 🙂
Bardzo dobry tekst Pani Mario , świat się zmienia , ludzie się zmieniają , cierpliwości życzę
Dziękuję. Tak, spokój i cierpliwość to dwie rzeczy, które teraz są u mnie w najwyższej cenie 🙂
mocne ale dobre – brawo za odwage
Czasem człowiek musi.
Bardzo ciekawy artykuł. Pozdrawiam
Bardzo ciekawy wpis. Dobra energia przede wszystkim.
Myślę że każdy w swojej pracy spotyka się z takimi „wahaniami nastroju”. Raz kocha (no dobra, niektórzy tylko „lubią, bo muszą”), a raz nienawidzi. Pracownik na produkcji który dostał burę, bo kierownik miał zły dzień, grafik bo klient odrzucił 10. poprawkę i projektant wnętrz, bo… to praca z ludźmi, a praca z ludźmi jest ciężka 🙂 Miłego dnia!
Ciekawy artykuł, niestety… dużo w nim prawdy. Oby nowy rok przyniósł wiele projektów z dobrą energią 🙂
Dzięki za szczerość z nami – klientami, którzy zazwyczaj uważają, że w głowie projektanta nie ma nic innego, tylko miliony przesuwających się tylko w kółko pomysłów na to, jak wykończyć nasz pokój czy kuchnię. Wydaje mi się, że taki artykuł w sieci był potrzebny, taki, który pokazuje brutalną, ale najprawdziwszą prawdę 🙂 Dużo cierpliwości i wytrwałości w 2021 roku.
A dziękuję! Mam nadzieję, że nikt się nie obraził… no ale kiedyś musiałam to napisać! Pozdrawiam serdecznie, Maria
Tak jest przy budowach czy remontach. Najlepiej jak się da trzeba zachować zimną krew i spokój.
Dobry tekst i chyba nie do końca dotyczy tylko projektantów wnętrz 😉 Cierpliwości, tonami życzymy
Świetny wpis, brawo 🙂
Super wpis, bardzo podoba mi się treść, pozdrawiam 🙂
Bardzo ciekawy wpis. Przyjemnie się czyta 🙂
Przyjemny wpis! Cierpliwości w pracy!
Dziękuję! Staram się każdego dnia 😀
Świetny wpis, dobrze się go czytało!
Dziękuję 🙂
Super wpis! Niedawno sama korzystałam z usług projektanta, ponieważ zakupiłam piękny dom. Tak jak współpraca z projektantem przebiegła bardzo dobrze, tak najgorzej zniosłam przeprowadzkę. Miałam bardzo dużo rzeczy do zabrania. Pomogły mi pudła drewniane, które były bardzo pojemne i mogłam w nie zapakować naprawdę sporo rzeczy.
Praca z klientem jest mega wyczerpująca. Rozumiem i życzę siły i wytrwałości 😉
Totalnie się zgadzam ze wszystkim! Szczególnie ujęły mnie słowa o dobrej energii. Praca z klientem naprawdę czasami daje w kość, ale największym sukcesem potem jest widoczny jej efekt.
oj tak, u mnie z klientami podobnie… nie ma lekko a każdy ciągnie wiecznie tylko na swoja stronę… tylko gdzie w tym wszystkim my mamy zarabiać i w ogóle spokojnie sobie żyć ? tego nikt nie rozumie i nie traktuje poważnie w wielu branżach myśląc, że pewne kwestie ktoś robi jako hobby? zabawne…
Każdy, kto, chociaż na chwilę miał kontakt z klientem, wie, o co chodzi. Setki maili i połowa pyta o to samo. Czasami warto pomyśleć kilka razy, zanim zapytamy o drobiazg. Myślmy o innych.
Czy to w B2B czy B2C, do pracy z ludźmi trzeba czasami anielskiej cierpliwości. Z mojej obserwacji wynika, że często działa tutaj jakaś zwodnicza wersja Zasady Pareto: im „gorszy” klient (obrót, marża, jakość współpracy), tym więcej problemów, delikatnie mówiąc 🙂
Świetny wpis!
Oj tam spróbuj czasami mniej przejmować się opiniami klientów, oni przychodzą i odchodzą, a takie napisanie wprost na niektórych podziała zdecydowanie lepiej, aniżeli ciągłe głaskanie.