Kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam o tym, by w przyszłości być silną i niezależną kobietą. Widziałam siebie niosącą zwinięte w rulony kartki papieru, na których były projekty domów, wnętrz, ogrodów. Marzyłam, by zostać architektem….
W dzieciństwie uwielbiałam rysować, malować, chodziłam na różne kółka i zajęcia plastyczne. Mieszkając w jednym pokoju z moją siostrą obmyślałam i realizowałam wszelkie możliwe układy funkcjonalne naszego pokoju tak, abyśmy mogły mieć własną przestrzeń, pomimo posiadania tylko jednego pokoju.
Gdy przyszedł moment wyboru szkoły średniej było dla mnie oczywistym, że chcę iść do liceum plastycznego. Niestety nie spotkało się to ze zrozumieniem moich rodziców. Niestety również uległam ich naciskom. Cóż ja będę robić jako artystka? Powinnam mieć konkretny zawód, pójść do liceum, a potem na studia. I tak to się potem potoczyło, że rozeszły się moje ścieżki z wymarzoną drogą architektury. Los jednak płatał figle i raz po raz zawracał mnie z wybranej przeze mnie ścieżki… Widocznie tak miało być, widocznie miałam zostać architektem wnętrz!
Pierwszy raz wpadłam na ten pomysł będąc w szkole średniej. Co mogę robić w przyszłości, aby móc połączyć swoje pasje i czerpać z tego nie tylko korzyści finansowe, ale również radość. Decyzja została podjęta. Idę na Architekturę na Politechnikę. Tym razem rodzice nie tyle nawet poparli mój pomysł, ale postanowili wesprzeć mnie i zapisali mnie na lekcje rysunku architektonicznego przygotowujące do egzaminu wstępnego na Wydział Architektury. Uczyłam się rysować dwa lata. Pani M., moja nauczycielka, zniechęciła mnie jednak całkowicie do rysunku. Oprócz tego, że mało subtelnie wykręcała mi ręce, bo źle trzymałam ołówek, nie umiała przekazać w sposób jasny i czytelny posiadanej wiedzy, zresztą ciężko było to zrobić siedząc większą część lekcji w kuchni na papierosku…
Nadszedł czas składania papierów na studia. Stchórzyłam. Moja pierwsza porażka, do której musiałam się przyznać. Nie chciałam, żeby ktoś oceniał moje rysunki i wydawał o nich niepochlebne opinie. Bałam się krytyki. Chciałam rysować doskonale, a wiedziałam, że mój warsztat taki nie jest. Zamiast egzaminu z rysunku zdałam egzamin z matematyki (bo przecież tu nikt nie będzie oceniał mnie, tylko wyniki moich równań) i dostałam się na Budownictwo Ogólne. Zaczęłam studia w budynku leżącym dokładnie po przeciwległej stronie alejki do mojego wymarzonego Wydziału Architektury.
W takcie studiów na budownictwie zaczęły do mnie docierać myśli, że to nie jest to, co chcę robić. Naprężenia, odkształcenia i pręty zbrojeniowe nie fascynowały mnie i spędzały mi sen z oczu. Chciałam robić coś jeszcze, coś więcej. Podjęłam naukę w Szkole Wnętrz i Przestrzeni. Zaoczna szkoła, weekendowe zjazdy, ogrom nauki i projektów. To wszystko zbiegło się z najtrudniejszym rokiem na budownictwie, podczas którego prawie nie wychodziłam z książek. Poddałam się. Z czegoś muszę zrezygnować. Po miesiącu marzenie o Szkole Wnętrz zostało stłamszone w zarodku.
I tak dalej szłam ścieżką inżyniera budownictwa. Ukończyłam studia z wyróżnieniem. Znalazłam pracę. Potem kolejną. W końcu trafiłam na międzynarodową korporację, Buro Happold.
Miałam nadzieję, że uda się mi tu „zagrzać miejsce” i zrobić karierę. Na początku wszystko się tak zapowiadało. Międzynarodowe kontakty, ogromne projekty (Centrum Nauki Kopernik w Warszawie), zagraniczne konferencje, a w końcu staż w pięknym Edynburgu. Wszystko wyglądało jak w bajce. Czułam się spełniona i zadowolona. Rozwijałam się w swoim zawodzie, miałam ogromne perspektywy. Niestety… przyszedł rok 2008, a wraz z nim kryzys ekonomiczny. Pożegnałam się z moim ulubionym biurem, jako jedna z wielu moich kolegów, zwolnionych grupowo w tym nieszczęsnym roku. Potem pracowałam jeszcze w kilku miejscach. Dopiero w 2010 roku udało się mi znaleźć pracę, w której myślałam osiąść „na stałe”.
W międzyczasie postanowiłam spełnić swoje marzenie i w 2011 roku ponownie zaczęłam Szkołę Wnętrz i Przestrzeni w Krakowskich Szkołach Artystycznych. Tym razem postanowiłam się nie poddać! I choćby nie wiadomo co by się miało dziać, to ukończyć tą szkołę, bez żadnej przerwy, nawet tylko dla siebie, dla własnej satysfakcji. Tak też właśnie się stało. W 2013 roku odebrałam mój dyplom. I nie przeszkodziło mi nic. Nawet to, że w międzyczasie brałam ślub (organizacja była dość czasochłonna) oraz na świat przyszła moja córeczka.
Los spłatał mi znowu figla, jeśli chodzi o moją ścieżkę zawodową. Napiszę o tym już kiedy indziej. Aby zakończyć ten wstęp do opowieści o moim życiu, o projektowaniu, o architekturze i prowadzeniu własnej firmy dodam tylko tyle, że pomimo iż nie raz brakowało mi odwagi i wybierałam inną drogę, często wbrew sobie, stoję właśnie tu i teraz. Zakładam mojego bloga, otwieram firmę wnętrzarską, zmieniam całe moje życie. Mam 32 lata i postanowiłam już nigdy nie rezygnować ze swoich marzeń. Słuchać głosu swojego serca i dokonywać właściwych wyborów.
Jedno z moich marzeń spełniło się w zeszłym tygodniu. Odwiedziłam Targi Designu w Mediolanie, ale o tym napiszę w kolejnych postach.
Maria Podobińska-Tuleja
Historia zawiła, ale najważniejsze że ma szczęśliwe zakończenie które śmiało można nazwać początkiem. Życzę samych sukcesów i oczywiście będę tu zaglądać 🙂
A dziękuję serdecznie. Ja na Twój blog też chętnie zajrzę i poczytam, jak to wygląda z drugiej strony 🙂
Bardzo dobrze Cię rozumiem! Jestem nieco młodsza ale moja historia jest bardzo podobna do Twojej. Inne studia niż chciałam a marzenia dalej od dziecka te same. Też mam zamiar się nie poddawać, chociaż przychodzą chwile zwątpienia niestety.Życzę Ci powodzenia, sukcesu firmy, dużo wytrwałości i optymizmu! Pozdrawiam!
Dziękuję bardzo. Nie poddawaj się. Robić to co się kocha to najpiękniejsza rzecz na świecie 🙂 Nie ma to jak poczucie satysfakcji i radość, gdy zaczyna się każdy nowy dzień 🙂
I to pokazuje, jak ważne jest w życiu to, aby otaczali nas ludzie, którzy wspierają nas w nawet najbardziej szalonych pomysłach 🙂 MI też takich zabrakło po liceum i też umknęłam na socjologię zamiast jak Ty, uderzać na architekturę 🙂
Zdrówka z Lyonu!
Wszystko jeszcze przed Tobą, życie zawsze można odmienić. Mnie się teraz udaje powoli wprowadzać zmiany dzięki wsparciu mojego męża i dzięki mojej córeczce, która jest moim mobilizatorem 🙂 Pozdrowienia z Krakowa!
Ciekawe, życiorys w 99% tożsamy z moim 🙂
To chętnie przeczytam Twoją historię 🙂
Dobrze że wszystko się dobrze skończyło, życzę wspaniałych sukcesów w codziennym życiu. Pozdrawiam serdecznie.
Jeszcze się nic nie skończyło… dopiero się zaczyna 😉 Dziękuję serdecznie i pozdrawiam 🙂
U mnie okazało się dopiero po 15 latach w zawodzie fizjoterapeuty, że to co mnie pociąga fizjoterapią nie jest… to dobrze, że u Ciebie wszystko skończyło się dobrze.
Pozdrawiam serdecznie
I co dalej? Znam już jedną taką historię o pani fizjoterapeutce. Również projektuje teraz wnętrza. Szkoda, że brakuje nam często odwagi, by coś zmienić. Powodzenia!
Zachęcająca opowieść… 😉
🙂
Hej
Dawno do Ciebie nie zaglądałam. Gratuluje Ci, że w końcu dopięłaś swojego i zazdroszczę tak jasno sprecyzowanego celu od zawsze.
Trzymam mocno kciuki rzecz jasna i do zobaczenia gdzieś kiedyś w Krakowie.
Ania
Ps. jak Ci się podobało w Edynburgu, bo zastanawiamy się czy nie wyskoczyć tam na parę dni.
http://london-lavender.com
Hej Aniu… mój cel został sprecyzowany dopiero po trzydziestce 😉 po drodze gubiąc trochę rzeczy, które również mnie fascynowały – chociażby taniec. Trzymaj trzymaj. Ja również trzymam za Twoje poczynania 🙂 A do Edynburga jedź koniecznie, bez dwóch zdań! Tam jest przepięknie!!! Polecam o każdej porze roku, ale wiosną to już jest szał!
udało sie dojść do celu ale praca projektanta wcale nie jest taka łatka 🙁
Zdaję sobie z tego sprawę i przekonuję się o tym każdego dnia. Ale jakby to było takie proste to nie dawało by takiej satysfakcji, prawda?
Najważniejszym jest znalezienie własnej niszy i własnego stylu, nawet jeśli zyskamy mniej fanów, mniej klientów, mniej odbiorców, ale będą się oni cieszyć z tego co robimy właśnie dla nich – to wtedy będziemy żyć szczęśliwi 🙂
Dzięki 🙂 Poszukuję, poszukuję 🙂
Wspaniała droga do kariery projektant wnętrz 🙂
Dzięki… ale chyba wiesz, że taka droga to dopiero początek 🙂 Pozdrawiam serdecznie kolegę 🙂
W tym zawodzie ważne jest to aby spełniać marzenia i podnieść się nawet po 100 upadkach, bo może 101 będzie kluczem do kariery 🙂
Mam nadzieję, że nie będę musiała przezywać aż 100 upadków, a nawet jeśli to… Dzięki za radę. Nie poddam się. Świetne zdjęcia wnętrz 🙂
Jak ja Cię dobrze rozumiem! Ja również jako mała dziewczynka rysowałam. Mało tego, ja już „projektowałam”. Swój wymarzony pałac oczywiście. Do dzisiaj go pamiętam 🙂 Ale życie pisze swoje scenariusze, i dopiero po latach dryfowania po różnych dziwnych dziedzinach wróciłam do marzeń i spełniam się.
I tylko to ma sens 🙂 Mam nadzieję, że ja się też spełnię… na razie jest masa pracy… nauka nauka i jeszcze raz nauka a do tego poszukiwanie klientów 😛
Ważne, by na przekór zmierzać do celu, a nie tylko płynąć z prądem. Żadna praca nie jest łatwa, ale jeśli pasją jest to, czym suę na chcleb zarabia, to już połówa sukcesu. Życzę w Nowym Roku samych sukcesów, samych zrealizowanych projektów i planów. Niech wszystko się pięknie układa w piękną ścieżkę zawodową 🙂
Dziękuję serdecznie za przemiłe życzenia. Jak się wszystko spełni (a taki jest właśnie plan na rok 2015) to będę mega-szczęśliwa 🙂 Wzajemnie życzę wszelkiej pomyślności w Nowym Roku 🙂 i pozdrawiam serdecznie 🙂
Miło przeczytać Twoja historię 🙂 Życzę wytrwałości w dalszej pracy 🙂
Dziękuję 🙂 Walczę, walczę wytrwale 🙂 Pozdrawiam serdecznie.
Przeczytałam cały wpis!, mimo że długi i bez obrazków, ja nie wyspana przez dwójkę pociech o 3.28, a mimo to wciągnęła mnie Twoja historia. Napisze dwa słowa: gratuluję i dziękuję.Ja tez mam niespełnione marzenia, pasji mam wiele, ale odkryłam je po studiach dopiero. Będę teraz dążyć do ich realizacji z większą wiarą, bo warto. Ps. Jak dla mnie nie ma większej głupoty niż liceum ogólnokształcące, które jest jedynie drogą pośrednią, bo samo w sobie nie daje żadnej specjalizacji.Też wpadłam w błędne koło-ogólniak, potem studia, ale po technikum studia tez można podjąć a przynajmniej zawód jakiś jest.Teraz żałuję że taką drogę obrałam, ale co może wiedzieć o świecie człowiek 14-letni decydując o rodzaju szkoły średniej? Pozdrawiam i jestem ciekawa dalszego ciągu opowieści:)
Dziękuję za miłe słowa 🙂 Przydały się bardzo… zwłaszcza na początku roku. Opowieść się toczy… na razie walczę o nowych klientów, walczę ze swoim brakiem asertywności, który jak się okazuje potrafi dać człowiekowi w kość i również czasem z brakiem siły…. Proza codziennego życia potrafi napsuć czasem krwi 😉 2 dni temu mój mąż mi powiedział, że marnuję czas na pisanie bloga… więc jak tu żyć i coś pisać?! Napiszę coś w chwili gdy będę bardzo dobrze zmotywowana, bo taki właśnie mam plan – pisać ku pokrzepieniu serc 🙂 nie poddając się żadnym przeciwnościom 🙂 Pozdrawiam serdecznie 🙂 i dziękuję za inspirację do napisania „Dalszego ciągu opowieści: 🙂
Wiesz co… To już kolejny mój komentarz dziś na Twoim blogu. Czytam go z prawdziwą przyjemnością. Podoba mi się różnorodność tematów, które idą w kilku kierunkach, ale mają wspólne korzenie – spełnianie marzeń i ukochana praca. Oczywiście, że mnie zainspirowałaś i może kiedyś opiszę moje przygody i moją drogę, która jeszcze trwa, ale ja wiem, że dotrę do celu!
A widzisz jestem tego bardzo ciekawa… a może mi opowiesz jak się zobaczymy za tydzień? 😉 Uściski
Ps. Bardzo mi miło. Dziękuję za tyle komentarzy 🙂
Witaj
Twoja historia naprawdę jest godna podziwu i mam nadzieje, że będzie inspiracją dla wielu innych kobiet.
3mam za Ciebie kciuki cały czas i mimo, że prowadzenie firmy w Polsce do łatwych zadań nie należy, na pewno Ci się uda.
Ja już zrealizowałam jedno marzenie i drogę życiową. Nie wypaliło mimo 100% zaangażowania,więc chwilowo w marzenia zwątpiłam.
Teraz mam kolejne, nowe marzenia do spełnienia i tu możesz też mi kibicować. Ważne to się nie poddawać, niezaleznie czy mamy 25,30 czy 35 lat.
Pozdrawiam Cię
Ania G.
——————
http://london-lavender.com
Oczywiście Aniu, że Ci kibicuję. Chętnie poznałabym Twoje marzenie 🙂 Co do prowadzenia firmy to na razie się nie wypowiadam – mam 3 miesięczne doświadczenia, a więc tyle co nic. Pewnie polegnę na moim miękkim sercu 🙂 a tu w biznesie jednak trzeba czasem grać twardo, no a przynajmniej walczyć o swoje.
Również Cię pozdrawiam i jest mi bardzo miło, że mnie pamiętasz 🙂
Ścieżki, po jakich prowadzi nas życie, są często nie do przewidzenia. Ja trochę wcześniej niż Pani zmęczyłam 5 lat w budynku przy Warszawskiej, wśród chemików… W połowie studiów wiedziałam już, że to nie to, ale, że nie lubię nie kończyć, co już zaczęłam – jestem mgr inż. technologii chemicznej. I już od prawie 6 lat pracuję z powodzeniem w branży wnętrz, wdrażając w życie projekty aranżacji dla naszych Klientów. Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję na spotkanie na warsztatach…
Dziękuję za odwiedziny. I to daje nadzieję, że jak się chce to można! Ach ta Warszawska! Właśnie odpisałam Pani na maila 😉
Witam Serdecznie. 🙂 Trafiłam na Pani bloga przez kompletny przypadek, ale bardzo urzekła mnie Pani historia. Cóż, można powiedzieć, że zauważyłam pewnego rodzaju spójności między nami. Dotyczą one szczególnie podejścia do życia, ale obie robimy to samo – mimo wszystko, zbytnio się nie buntując, próbujemy się realizować. W styczniu skończyłam 18 lat. Za 12 dni premiera mojej drugiej książki. Jeśli chciałaby Pani otrzymać ją w prezencie, proszę odezwać się na maila. Pozdrawiam cieplutko i życzę samych sukcesów!
Dziękuję serdecznie! Napisałam prywatnego maila 🙂 Ja się ostatnio trochę buntuję, stąd lekki przestój na blogu. Bunty są bardzo czasochłonne.
Bardzo inspirująca historia, to wspaniałe znaleźć w końcu upragnioną drogę zawodową. Jestem początkującą projektantką i właśnie kończę swój pierwszy projekt.. niestety jest w nim wiele nie powodzeń. Czy Pani początki też były trudne, pełne błędów i nie porozumień z klientami? Martwię się, że nie nadaję się do tego i że nigdy nie będę robić tego dobrze.. Proszę o radę. Pozdrawiam
Bardzo podziwiam Panią za odwagę i walkę o własne marzenia…
Ja jestem studentką budownictwa na 3 roku i marzę o projektowaniu wnętrz tak jak Pani kiedyś.
Niestety życie rzuca pod nogi coraz gorsze kłody (śmierć taty) i moje marzenia są jak by coraz mniej realne.
Chciałabym, żeby i mi kiedyś było dane zostać projektantem wnętrz bo czuje że taka praca dałaby mi pełną satysfakcje. 🙂 Pozdrawiam
Ciekawy wpis, moja znajoma akurat się wybiera na te studia
Do jakiej szkoły i na jakie studia trzeba iść, żeby zostać projektantem wnętrz?
Witam moja córka stoi właśnie przed wyborem szkoły średniej i ma problem. Odkąd pamiętam zawsze chciała zostać projektantką wnętrz niestety liceum plastyczne czy artystyczne odpada ponieważ musiała by mieszkać w akademiku daleko od domu zostaje technikum budowlane lub liceum ogólnokształcące. Chciałabym pomuc jej doradzić tylko niewiem jak. Młodzi z wiosek mają mniej możliwości niż ci z dużych miast.
Jestem pod wrażeniem Twojej wytrwałości w walce o własne marzenia. Mówisz o braku odwagi,ale moim zdaniem przekwalifikowanie, studia od zera czy firma wnetrzarska,świadczą o tym, ze masz jej szalenie dużo 😉
Jestem na początku tej drogi. Uznałam,ze obrana przeze mnie ścieżka zawodowa kompletnie mnie nie zadowala. Rzuciłam studia magisterskie.. tak naprawdę ciągle żyje marzeniami o karierze projektanta wnętrz.
Proszę o radę czy konieczne są studia licencjackie (interesuje mnie zwłaszcza wzornictwo), czy kursy w tym zakresie dają dzisiaj szasnę na prace w tej branży?
Pozdrawiam
Hej, na pewno jakaś merytoryczna wiedza się przyda. To zawód, w którym trzeba się szkolić cały czas – targi, warsztaty, szkolenia… ale przede wszystkim trzeba mieć wiarę w to, że się uda i dobrą determinację 🙂 Powodzenia!
Hej?świetny wpis! Za rok zdaje maturę też zawsze marzyłam o projektowaniu tylko mam pytanie mam nadzieję, że nie jest jakieś dziwne 🙂 jestem bardzo nieśmiała osoba wręcz zamknięta w sobie..zawsze wprowadzają mnie w zakłopotanie wystąpienia publiczne bywało, że nawet uciekałam z lekcji żeby tylko nie przemawiać jakiegoś tematu pomimo, że się świetnie przygotowałam do niego 🙁 czy takie osoby poradzą sobie w zawodzie w którym komunikacja jest na pierwszym miejscu…dziękuję za super wpis. Pozdrawiam 🙂 Anielka
Cześć, bardzo fajny wpis. Zastanawiam się czy można być architektem wnętrz tylko po studiach z architektury wnętrz drugiego stopnia, jeżeli wcześniej miało się licencjat z Filologii Angielskiej na przykład czyli niezwiązany? Interesuje mnie architektura wnętrz i ich projektowanie ale zaraz skończę 33 lata i wolałabym nie iść na kolejne studia od początku.
Proszę, pomóż poradą :*